23 listopad 2021 /R | Family News Service
Dla wielu z nas rodzina jest jedną z największych wartości. Dla rodziny pracujemy, budujemy, zabiegamy, dla rodziny jesteśmy w stanie poświecić wiele, szczególnie wtedy, gdy rodzina może być zagrożona.
Dlatego, gdy jak echo zaczęto powtarzać wieść, że w naszych nadgranicznych lasach są rodziny migrantów, które są głodne, zmarznięte, potrzebujące pomocy, w wielu sercach zaczęła kołatać potrzeba niesienia pomocy. Bo nikt nie chce skrzywdzić rodziny. I nie trzeba nikogo szantażować Ewangelią i wypominać mu chrześcijaństwa, by wzbudzić ludzkie uczucia. Na wchodzie Polski ludzie są wierzący, nie jest to jedna religia, ale jest jeden Bóg. I upomnienia pseudoclebrytów którym przypomniało się, że Polska wyrosła na chrześcijaństwie mogły tu jedynie wzbudzić bunt, bo jakim prawem te pouczenia?
Co z tymi rodzinami? Czy one faktycznie były / są w lasach? Tak, bo wojna hybrydowa, którą rozpętano na wschodzie potrzebowała silnego ładunku do swoich maszyn oblężniczych. Grupka młodych ludzi, głównie mężczyzn, koczująca przy granicy na wysokości Ursarza Górnego nie skruszyła granicy, nie skruszyła zasad, ale jak papierek lakmusowy pokazała, że trzeba czegoś więcej by podzielić ludzi, potrzeba widoku skrzywdzonej rodziny, widoku chorego dziecka, kobiety w ciąży. Więc kiedy uruchomiono transport ludzi, którzy własnymi ciałami mieli złamać granicę pomiędzy Białorusią a Polską i zaczęto ich masowo zwozić na Białoruś, pilnowano, by wśród nich były rodziny, by były dzieci, by były kobiety w ciąży.
Obiecywano im, że jadą tam gdzie będzie lepiej, że Zachodnia Europa na nich czeka, że granice są otwarte. A oni wierzyli. Wierzyli we wszystko. I pakowali się i jechali, bo kto nie chciałby mieć lepiej. A potem byli przywożeni na granicę i pchani siłą na druty kolczaste. W nocy, często nawet nie wiedzieli gdzie są, co to za granica, gdzie będą gdy przejdą przez ogrodzenie. Kazano im wyrzucać dokumenty, bo tak miało być lepiej. Wyrzucali. Robili wszystko co miało ich zaprowadzić do lepszego świata. I jeśli w jakiś sposób udało im się nielegalnie, pod osłona nocy wejść do Polski, to okazywało się, że czeka na nich tylko ciemny, zimny las.
Każdego dnia służby zatrzymują tzw. „kurierów”, którzy przewożą na zachód nielegalnych imigrantów. To dobrze zorganizowany proceder. Dlaczego te rodziny zostają w lesie? Dlaczego po nich nikt nie przyjeżdża? Komu zależy, by błąkali się, marzli, by chorowali? Dlaczego ten świetnie zorganizowany proceder przerzutowy zostawia w lesie rodziny, dzieci i kobiety w ciąży?
Są też i inne pytania, które stawia sobie wielu mieszkańców przygranicznych wsi i miasteczek. Co ja zrobiłbym dla swojej rodziny? Dla dziecka, dla żony w ciąży? Zrobiłbym dużo. Jak dużo? Co zrobiłbym, by zdobyć jedzenie dla głodnych dzieci, gdy jestem w obcym kraju, nie znam języka, nie znam ludzi, być może nie mam pieniędzy, a dzieci są głodne. Co może zrobić ojciec dla tych dzieci? Takie pytanie również stawiają sobie mieszkańcy. Nie są źli, nie są bez serca, nikomu źle nie życzą, ale nie wiedzą czego mogą spodziewać się od przybyszów z lasu. Nikomu z góry nie przypisują złych intencji, ale sami zatroskani o swoje rodziny, mogą się tylko domyślać, że i przybysze dla swoich rodzin są gotowi zrobić wiele. Więc każdy broni swojej rodziny, jak potrafi, a białoruski dyktator pociąga za sznurki i konflikt trwa.
Family News Service