17 grudnia 2021 /R | Family News Service
Gdy powstawała Miłość i odpowiedzialność, cnotę czystości uznawano za wartość, jednak nie była ona cnotą upragnioną czy atrakcyjną. Dzisiaj brak nawet tej jednomyślności w przestrzeni publicznej. Wojtyła tłumaczy ten stan rzeczy resentymentem, polegającym na błędnym, wypaczonym stosunku do wartości: jest to brak obiektywizmu w ocenie i wartościowaniu, a źródła jego leżą w słabości woli. Chodzi o to, że wyższa wartość domaga się większego wysiłku, woli, jeśli chcemy ją osiągnąć lub zrealizować.
Aby więc subiektywnie zwolnić się od tego wysiłku, aby przed samym sobą usprawiedliwić brak takiej wartości, pomniejszamy jej znaczenie, odmawiamy jej tego, co w rzeczywistości jej przysługuje, widzimy w niej wręcz jakieś zło, choć obiektywizm zobowiązuje do uznania dobra. Resentyment posiada, jak widać, znamienne cechy tej kardynalnej wady, jaką jest lenistwo. Św. Tomasz określa lenistwo (acedia) jako „smutek płynący stąd, że dobro jest trudne”. Sam smutek jeszcze nie fałszuje dobra, a nawet pośrednio podtrzymuje w duszy uznanie dla jego wartości. Resentyment idzie jednak dalej: nie tylko fałszuje obraz dobra, ale deprecjonuje to, co powinno zasługiwać na uznanie, aby człowiek nie musiał z trudem podciągać siebie do prawdziwego dobra, ale mógł bezpiecznie uznawać za dobro to tylko, co jemu odpowiada, co dla niego wygodne (K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Lublin 2001, s. 129-130).
Bez czystości mamy więc miłość, która nie jest miłością. Wyzwala ona wprawdzie przeżycia analogiczne do tych, jakie wyzwala miłość, jednak czyni to na kanwie samego pożądania zmysłowego oraz zaspokajania tego pożądania. Przeżycia te nie wypływają z relacji do całej osoby ani nie dążą do rozwijania relacji z całą osobą. Zatrzymują się tylko na ciele. Ciało jest jedyną treścią tych przeżyć. Pożądliwość pcha do zbliżenia cielesnego, które – wyrastając z samej pożądliwości ciała – nie jednoczy mężczyzny i kobiety jako osób. Nie jest miłością w jej właściwym znaczeniu.
Sytuację pogarsza subiektywizm odczuwania, który przekonuje, że czyn jest dobry, bo jest autentyczny, tzn. nasycony prawdziwym uczuciem. Takie podejście niweczy samą istotę miłości, upatrując wartość przeżyć miłosnych w przyjemności. „Skoro [zaś] jedyną wartością, o którą chodzi w odniesieniu y do x oraz x do y, jest tylko przyjemność, wówczas nie może być mowy ani o wzajemności, ani też o zjednoczeniu osób. Nastawienie na przyjemność jako na cel zatrzymuje każdą z nich wyłącznie w obrębie własnego ja. Nie można więc mówić o wzajemności, lecz tylko o obustronności; istnieje jakaś suma przyjemności płynącej z obcowania dwóch osób różnej płci, którą trzeba tak umiejętnie podzielić między te osoby, aby każda osiągnęła możliwie dużo. Egoizm wyklucza miłość, ale dopuszcza pewną kalkulację i kompromis: tam, gdzie nie ma miłości, może jednak być dwustronny układ między egoizmami” (tamże, s. 141).
Miłość nie jest miłością, jeśli zwraca się wyłącznie do ciała osoby. Człowiek bowiem to więcej niż ciało. Ignorancja tego «więcej» sprawia, że nawet przeżywanie ciała osoby ludzkiej staje się zubożone. Nazywanie „używania osoby” miłością nie zmienia wewnętrznej prawdy tego aktu. Troska o czystość życia małżeńskiego nie jest więc troską o wierność zasadom, lecz troską o doświadczenie prawdziwej miłości.
O. prof. Kazimierz Lubowicki OMI / Family News Service