17 grudnia 2021 /R | Family News Service
Przed laty spotkałem podczas kolędy we Wrocławiu kobietę, której mąż zamieszkał w ich wspólnym mieszkaniu ze swoją konkubiną i ich dzieckiem. Żona nie miała dokąd się wyprowadzić. Mieszkała w najmniejszym pokoiku. Musiała korzystać ze wspólnej łazienki i kuchni. Znosiła ciągłe kpiny, lekceważenie i agresję. Codziennie widziałem ją na Mszy w kościele. Gdy któregoś roku znów trafiłem tam po kolędzie – mąż leżał sparaliżowany. Konkubina uciekła. Opiekowała się nim ta wcześniej krzywdzona żona. Zniszczona życiem, schorowana, starsza kobieta. Nie triumfowała. Zachowywała się skromnie i bez patosu, ale biła od niej wewnętrzna moc. Czuło się w tym mieszkaniu żywą obecność Boga.
Innym razem po konferencji dla małżeństw podszedł do mnie smutny, zamyślony mężczyzna. Nie miał pretensji. Powiedział mi: od lat słucham uważnie ojca kazań. Chciałbym tak żyć, ale moja żona każe mi wyprowadzić się z domu. Zdecydowała jednostronnie. Zapowiedziała, że wniesie do sądu biskupiego o orzeczenie nieważności naszego małżeństwa. Ja wiem, że nie ma do tego podstaw. Do dzisiaj pamiętam, jak do niego się przygotowywaliśmy i jak snuliśmy plany o wspólnym życiu. Nigdy nie zapomnę, jak bardzo mnie żona kochała. Modlę się za nią i trwam.
Każdy z nas zna osoby, które mimo tego, że rozpadło się ich małżeństwo, są wierni w codziennym życiu przysiędze złożonej przed Bogiem. Oczywiście, że cierpią z tego powodu, dźwigają odrzucenie i samotność, ale szukają wsparcia w Bogu i nie robią wokół siebie hałasu. Życie się im pokomplikowało, ale stawiają czoła przeciwnościom. Spokornieli, wyciszyli się, stali się mniej skorzy do sądzenia innych. Pośród przeciwności zrodziła się w nich głębia i mądrość. Nie mówią o swoich prawach, ale pamiętają o swoich obowiązkach. Przestali atakować – poznali moc, jaka płynie z przebaczania. Nie wywyższają się, ale czuć w nich arystokrację ducha. Nie domagają się wyjątkowego traktowania, ale właśnie ich wierność zasługuje na szacunek, pochwałę i duszpasterskie wsparcie.
Ci, którzy porzucili, zdradzili, nie dochowali wierności – mają problemy. Trzeba ich wspomagać z miłością, ale trzeba też pomagać im stanąć w prawdzie. Nie można traktować ich jak bohaterów, lecz jak grzeszników potrzebujących nawrócenia. Mówić im o nawróceniu, nie znaczy ich przekreślać, ale dawać im realną szansę. Równocześnie jednak trzeba zwracać uwagę na heroiczne postawy wierności, które właśnie zdrada czy odrzucenie wyzwala w zdradzonych współmałżonkach. Trzeba promować postawy ludzi, którzy chociaż skrzywdzeni i zdradzeni, potrafią okazać się dojrzali wewnętrznie. Zupełnie niedawno bł. ks. Jerzy Popiełuszko, ucząc, jak w trudnych sytuacjach kształtować relacje międzyludzkie, wołał z ambony: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”. Te słowa powiewały na tysiącach sztandarów i wychowywały miliony serc do ewangelicznego działania. Skutecznego działania! Jezus Chrystus wczoraj i dziś, i na wieki ten sam. Nic się nie zmieniło pod tym względem. Dzisiaj, podobnie jak wczoraj, trzeba uczyć zło dobrem zwyciężać. Nie wolno przekreślać mądrości Ewangelii stwierdzeniem, że jest zbyt trudna. Nie wolno kapitulować wobec zła. Odrzucając mądrość Bożą, przegrywamy swoje życie. Potrzeba nam hartu ducha!
O. prof. Kazimierz Lubowicki OMI / Family News Service